wtorek, 27 września 2016

O TEMPORA , O MORES (O CZASY, O OBYCZAJE) CYCERON

   OPOWIEŚCI O AMANTACH ODŁOŻĘ NA PÓŹNIEJ, BO WPADŁA MI DO RĄK NOTATKA,  ONGIŚ PUBLIKOWANA NA KTÓRYMŚ Z MOICH BLOGÓW, A NA TYLE AKTUALNA W TREŚCI I W MYM UMYŚLE, IŻ POSTANOWIŁAM JĄ PRZYWOŁAĆ.
  NIE SĄDZĘ, BY KTOKOLWIEK ZAPAMIĘTYWAŁ, CO PISZĘ, WIĘC ZAMIERZAM JĄ POWTÓRZYĆ.
   
   POD  W/W OKRZYKIEM WIELKIEGO FILOZOFA, JA - JAKO ZNACZNIE MNIEJSZEJ RANGI MYŚLICIELKA ,  NIEMNIEJ NIE POZBAWIONA JESZCZE UMIEJĘTNOŚCI OBSERWACJI  I  WYCIĄGANIA Z TEJ PENETRACJI OTOCZENIA  - WNIOSKÓW - NAPISAŁAM I PODPISUJĘ SIĘ POD TĄ TREŚCIĄ, CO NASTĘPUJE:

ZAMIERZAM  W MOJEJ NOTCE PRZEKAZAĆ ZAISTNIAŁY UPADEK OBYCZAJÓW, SKONCENTROWANYCH TYLKO W NIKŁEJ CZĘŚCI WOKÓŁ  TEGO, CO SIĘ DZIEJE WSPÓŁCZEŚNIE - W EPOCE POWSZECHNEJ, OGÓLNEJ DEGRENGOLADY, TRACENIA TOŻSAMOŚCI I MORALNOŚCI SPOŁECZEŃSTW, A W TYM, CO MNIE NAJBARDZIEJ BOLI - NASZEGO, POLSKIEGO NARODU.
   ZGROMADZIŁO SIĘ WE MNIE TYLEŻ BUNTU, CO ŻALU, POCZUCIA BEZRADNOŚCI , WIDZĄC , CO SIĘ NA NASZYCH OCZACH   DZIEJE,  CHOĆ NA CHWILĘ, ŻE MUSZĘ TEN  ZBIÓR UCZUĆ UJAWNIĆ I ROZŁADOWAĆ, ZDAJĄC SOBIE SPRAWĘ Z NIEMOŻNOŚCI ODWRÓCENIA RZECZYWISTOŚCI, BEZ ZAANGAŻOWANIA SIĘ SZEROKIEGO GRONA LUDZI DOBREJ WOLI.  SKĄD JEDNAK ZMOBILIZOWAĆ I ODNALEŹĆ TO GRONO I CZY ONO ISTNIEJE ?  MAM NADZIEJĘ,ŻE TAK. SZCZEGÓLNIE PO ZMIANIE WŁADZY. WIDZĘ W NIEJ POZYTYWNY POTENCJAŁ, MAJĄCY CHĘĆ DZIAŁANIA DLA NASZEGO DOBRA -   KRAJU I LUDZI.

    JEDNYM Z NASZYCH GRZECHÓW GŁÓWNYCH JEST ZANIKAJĄCY BRAK WZAJEMNEGO SZACUNKU. DZIECI NIE SZANUJĄ RODZICÓW, A RODZICE PRAWIE NIE MAJĄ WPŁYWU NA ICH ZACHOWANIA. NIE POTRAFIĄ LUB NIE UMIEJĄ WPOIĆ POTOMSTWU WARTOŚCI ETYCZNYCH, MORALNYCH, A NADE WSZYSTKO EGZEKWOWAĆ JE, STOSUJĄC SIĘ DO ICH POZYTYWNYCH KANONÓW.
EFEKTEM - POTOMSTWO NIE POTRAFI , NIE CHCE SZUKAĆ PRAWD, NIEZAFAŁSZOWANYCH INFORMACJI, NIE ODRÓŻNIA CZĘSTO DOBRA OD ZŁA. W LUDZIACH, SPOŁECZEŃSTWIE, POLITYCE.
    MĘŻOWIE NIE SZANUJĄ ŻON, MĘŻCZYŹNI  - KOBIET, KOBIETY - MĘŻÓW, CHOĆ
PODPORZĄDKOWUJĄ SIĘ IM Z RÓŻNYCH WZGLĘDÓW, A TO: W OBAWIE PRZED ODRZUCENIEM, SAMOTNOŚCIĄ, BRAKIEM ZABEZPIECZENIA MATERIALNEGO, ALBO... POZBAWIONYCH MĘŻCZYZNY.  BO KOBIETA SAMOTNA BYWA ZMARGINALIZOWANA, NIE TEN "SORT", NIE TA RANGA, CO "PRZY MĘŻU".
SAMA NATOMIAST PRZEKONAŁAM SIĘ, ŻE DOSKONALE SOBIE Z NIĄ RADZĘ I JEST MI Z NIĄ DOBRZE. STAŁAM SIĘ O WIELE BARDZIEJ SAMODZIELNA I WOLNA. BEZ TAK ZWANYCH - ZOBOWIĄZAŃ.  I  NIE SZUKAŁAM, PO ROZWODZIE, ŻADNEGO MĘŻCZYZNY "NA STAŁE" - NIBY ... NA WIEKI, JAK SOBIE ŚLUBUJĄ MAŁŻONKOWIE, PO CZYM , MAŁO KTO, DOCHOWUJE TEJ PRZYSIĘGI.
   PENETRUJĄC TEMAT  BRAKU SZACUNKU  : UCZNIOWIE  RZADKO MAJĄ RESPEKT WOBEC NAUCZYCIELI, A MŁODZIEŻ W STOSUNKU DO STARSZYCH WIEKIEM LUDZI.
PRZEWODNIĄ ICH IDEĄ JEST ZDOBYWANIE JAK NAJWIĘCEJ DÓBR MATERIALNYCH, W SZCZEGÓLNOŚCI  PIENIĘDZY.  KONSUMPCYJNE PODEJŚCIE DO ŻYCIA.
I , CHOĆ MA TO JAKIEŚ UZASADNIENIE, BO ŁATWIEJ SIĘ ŻYJE,  MAJĄC JE W ZANADRZU - TO NIE POWINNO BYĆ JEDYNYM KRYTERIUM  , DO JAKIEGO MA DĄŻYĆ CZŁOWIEK  I CO POZWALA ZDOBYĆ WYMARZONE ELDORADO - SZCZĘŚCIE NA ZIEMI.   MONEY, MONEY   STAJE SIĘ BOGIEM, IDEE FIXE NIE TYLKO MŁODEJ GENERACJI, NIESTETY.
 NATOMIAST DĄŻENIE DO ZDOBYWANIA FORTUN - PROWADZI CZĘSTO DO PRZESTĘPSTW.    TRUDNOŚCI ,  BOWIEM ,  LEGALNEGO ICH UZYSKANIA    JEST DROGĄ WIELU WYRZECZEŃ,  CIĘŻKIEJ, WIELOLETNIEJ PRACY,  KTÓRE , WCALE NIE OZNACZAJĄ  DOJŚCIA  DO CELU.    ZATEM ROZPOCZYNAJ,Ą CHOCHOLI TANIEC - POZA PRAWEM,   PROWADZĄCY DONIKĄD LUB... ZA KRATKI. NA WIELE LAT. 

   MĄŻ NIE MA DLA BLISKICH  CZASU, JEST GOŚCIEM W DOMU, BO HARUJE OD RANA DO WIECZORA. ŻONA, JEŚLI NIE PRACUJE ZAWODOWO - CZUJE SIĘ SAMOTNA, ZANIEDBYWANA, WIĘC SZUKA I CZASEM ZNAJDUJE MIŁOŚĆ W RAMIONACH  KOCHANKA.  MĄŻ - ZNUDZONY ŻONĄ, KTÓRA OD ŚLUBU  ZMIENIŁA SIĘ NIE DO POZNANIA - SZUKA ZASTĘPCZEJ POCIESZYCIELKI. SĄ NA PĘCZKI. WIĘC NAWIĄZUJE ROMANS, KOŃCZĄCY SIĘ NIERZADKO ROZWODEM. 
KOBIETA ,  JEŚLI PRACUJE - WRACA ZMĘCZONA I NIE JEST W STANIE DAĆ Z SIEBIE TYLE, ILE UWAGI WYMAGA OD NIEJ MĄŻ, RODZINA, DZIECI.
DZIECI STAJĄ SIĘ CORAZ BARDZIEJ ROSZCZENIOWE, BY NIE ODBIEGAĆ  MAJĘTNOŚCIĄ, WYGLĄDEM OD ZAMOŻNIEJSZYCH. ZATRACAJĄ ISTNIENIE WYŻSZYCH WARTOŚCI,  NIE WIEDZĄC, ZAPEWNE, ŻE ISTNIEJĄ.
     RODZICE, NIE MOGĄCY LUB NIE CHCĄCY SPROSTAĆ ICH WYMAGANIOM  WYZWALAJĄ W NICH AGRESJĘ, WYMUSZAJĄC HARACZE NA SWOJE ZACHCIANKI, NA DOMIAR ZŁEGO  WULGARNIE ODNOSZĄC  SIĘ DO RODZICA I NIE SŁUCHAJĄC ANI POUCZEŃ, ANI RAD.
TWORZĄ SIĘ GRUPY  PRZESTĘPCZE, GANGI, W TYM - DILERZY NARKOTYKÓW,  ROZPROWADZAJĄCY TOWAR WŚRÓD MŁODZIEŻY, A NAWET DZIECI, ZATRUWAJĄC ICH ORGANIZMY , PROWADZĄCE NIERAZ DO ŚMIERCI.  MAKABRA.
  ORGANIZUJĄ SIĘ KIBOLE, CZĘSTO ZWYKLI BANDYCI, WANDALE, ŻYJĄCY Z RÓŻNYCH, NIELEGALNYCH PRZEKRĘTÓW.  BARDZO NIEBEZPIECZNY ELEMENT.

   KOLEŻEŃSTWO JEST TYLKO KOLEŻEŃSTWEM W GRUPACH JEDNOMYŚLNYCH, BO NIE UMIEJĄ, NIE CHCĄ ZE SOBĄ ROZMAWIAĆ, "OLEWAJĄ"  PRZEKONANIA INNYCH , SPRZECZNYCH  Z ICH POSTRZEGANIEM ŚWIATA, SPOSOBEM  BYCIA I ŻYCIA W REALU.  PRZEJMUJĄ  WZORCE OD DOROSŁYCH,   BĘDĄCYCH ICH IDOLAMI LUB  GODNYMI DO NAŚLADOWANIA OSOBAMI.

DEMORALIZACJA SIĘGA CORAZ WIĘKSZEGO GRONA MŁODYCH LUDZI. NASTOLATKOWIE CHLUBIĄ SIĘ ZALICZENIAMI SEKSUALNYMI, INNYMI  PREFERENCJAMI. DZIEWCZĘTA  JAWNIE OPOWIADAJĄ O  ZDOBYWANIU  PARTNERÓW NA JEDNĄ NOC LUB NIECO DŁUŻEJ.  CORAZ CZĘŚCIEJ NASTOLATKOWIE  POMIESZKUJĄ RAZEM , Z PRZYZWOLENIEM LUB NIE - RODZICÓW.   DZIEWCZĘ ZACHODZI W NIECHCIANĄ CIĄŻĘ, A WYCHOWANIE NOWORODKA PRZEJMUJE RODZIC LUB ODDAJĄ DO ADOPCJI.
ZATRACAJĄ TYM SAMYM  NAJSYMPATYCZNIEJSZY OKRES SWEGO ŻYCIA : DZIECIŃSTWO, MŁODOŚĆ, NIEWINNOŚĆ, ROMANTYZM I ZABAWY, WYBÓR  WŁAŚCIWEGO ROZWOJU INTELEKTUALNEGO, FIZYCZNEGO, CZYLI :  UPRAWIANIA SPORTÓW, TAŃCA, MUZYKI   itp.
DOJRZALI MAJĄ ZA NIC OBYCZAJE, NIE MAJĄ POJĘCIA CO OZNACZA SAVOIR- VIVRE - UMIEJĘTNOŚĆ REGULUJĄCA STOSUNKI MIĘDZYLUDZKIE, BY STOSUJĄC SIĘ DO NICH - NASZE WSPÓLNE BYTOWANIE BYŁO MNIEJ UCIĄŻLIWE  DLA DRUGICH, OBCUJĄCYCH Z NAMI,  ŁAGODZIŁO JE I STAWAŁO SIĘ ZNOŚNIEJSZE.
DEMOKRACJA  NIE MA POLEGAĆ NA EKSPONOWANIU CHAMSTWA,  BYLEJAKOŚCI.

   PRZEDSTAWIŁAM,  OCZYWIŚCIE, TYLKO TĘ MROCZNĄ CZĘŚĆ SPOŁECZEŃSTWA, ALE ONA  ZATRUWA TĘ LEPSZĄ, KTÓREJ , WSZAK NIE BRAKUJE. 
TĘ TWÓRCZĄ, MIŁĄ MŁODZIEŻ, MAJĄCĄ SWOJE IDEAŁY I DĄŻĄCĄ DO  KSZTAŁTOWANIA SWEJ WIEDZY, INTELEKTU.  TĘ NASZĄ PRZYSZŁOŚĆ NARODU.
ZŁO MA WIĘKSZE PRZEBICIE OD DOBRA.  STĄD MOJE UWAGI I STRACH PRZED PRZYSZŁOŚCIĄ TEJ DOBREJ , KTÓRĄ MOŻE ZAWŁADNĄĆ GORSZA JEJ CZĘŚĆ.
   TAK SAMO JEST Z DOROSŁYMI.  TEJ  KULTURALNEJ , Z KINDERSZTUBĄ JEST CORAZ MNIEJ.  WYKSZTAŁCENIE NIE DAJE OBYCIA, TRZEBA JE  WYNIEŚĆ Z DOMU, ALBO CHCIEĆ JEJ SIĘ UCZYĆ. 
NIESTETY, CORAZ MNIEJ  MŁODZIEŻY WYNOSI DOBRE WYCHOWANIE Z DOMU (SAMI RODZICE MAJĄ BRAKI W TEJ DZIEDZINIE), SZKOŁY - PODOBNIE, NIE UCZĄ , NIE KŁADĄ NACISKU NA  OKAZYWANIE SOBIE , WZAJEMNIE, SZACUNKU,  CORAZ GORZEJ MÓWIĄ , PISZĄ   W JĘZYKU OJCZYSTYM,  KALECZĄC  JE NIEMIŁOSIERNIE, A NAUCZYCIELE, JAK BY ICH NIE BYŁO - NIE ZWRACAJĄ UWAGI NA POPRAWNĄ WYMOWĘ, POPRAWNE ZACHOWANIA. I TAK BŁĘDNE KOŁO SIĘ KRĘCI....
POPRAWIŁAM ,NIECO , POPRZEDNIĄ NOTKĘ, BO DOSZŁY NIEKTÓRE PRZEMYŚLENIA.

   PROSZĘ O DYSKUSJĘ NA PORUSZONY TEMAT.
  




  
        
  

czwartek, 22 września 2016

Oto, moja druga.. platoniczna miłość... Adam, siatkarz.

Podkochiwałam się w nim po przyjeździe do Wrocławia, odkąd  miałam styczność z WSWFem, gdzie  pracowała moja kuzynka i zarekomendowała mnie do zespołu tanecznego tejże uczelni. 
Zaczęłam uczęszczać na zajęcia  tańców ludowych, prowadzonych przez Tatianę P. i interesować się innymi dziedzinami sportu. Byłam sprawną dziewczyną i nie miałam problemów z jakąkolwiek dziedziną sportu, poza siłowymi.
Siatkówki, co prawda, nie uprawiałam, choć , towarzysko, grywałam w przypadkowych zespołach, ale interesowałam się nią na tyle, by uczęszczać na mecze - przede wszystkim kadry narodowej, mieszczącej się wówczas we Wrocławiu.
I tam ujrzałam młodzieńca - niezwykle interesującej postury, przy tym świetnego gracza i ... wpadłam po uszy, bujając się w nim dobrych kilka lat. 
Kuzynka zabierała mnie także na obozy letnie dla studentów i tam ćwiczyłam razem ze studentkami lekkoatletykę,  w tym : skok wzwyż, biegi krótkie, poprzestając na na nich, by zanadto się nie rozpraszać.
Adam adorował pewnej studentce, która wydawała mi się niegodna tak boskiego chłopaka, a ja - nie mając szans na jego uwagę (nie miał pojęcia o moim zadurzeniu) - bolałam nad tym skrycie. 
Kiedyś na  zorganizowanym przez  p. Cejzikową, przedwojenną trenerkę lekkoatletyczną kadry polskich dziewcząt  -meczu, miałam wystąpić w skoku wzwyż. Już ubrana w właściwy strój oczekiwałam swojej kolejki, kiedy, nagle, ujrzałam siedzącego na trybunie Adama z swoją sympatią i ogarnęła mnie taka panika, że nie było mowy o starcie, bo z tremy omal nie zemdlałam. Uprosiłam jedną z zaprzyjaźnionych studentek , by mi towarzyszyła i obie ukryłyśmy się w pobliskich krzakach, obserwując przebieg zawodów. Usłyszałam tylko moje nazwisko, przywołujące do skoku, krótkie oczekiwanie na moje pojawienie się i ... wywoływanie nazwiska następnej zawodniczki. Odetchnęłam z ulgą, po czym wróciłyśmy do miejsca zakwaterowania.
Przy każdym , przypadkowym, spotkaniu z nim - nogi mi miękły, tętno podskakiwało do maksymalnego pułapu , a potem cały dzień o nim rozmyślałam i marzyłam .
Występowaliśmy tu i ówdzie, ale jedynie na terenie kraju i w pewnym momencie dowiedzieliśmy się, że mamy zaproszenie do Chin na jakiś spęd zespołów tanecznych z całego świata. 
Niestety, nie byłam przewidziana do wyjazdu ze względu na to, iż nie byłam studentką, a taki wymóg istniał, bo skośnoocy ściśle przestrzegali reguł, ustanowionych przez Mao.
Tak więc się stało, że i kolega , który nie należał do pierwszego zespołu  i nie był dokooptowany na wyjazd zaproponował  wspólny wypad do eleganckiej restauracji, jaką był wrocławski Monopol.  I  tam mile gaworząc - ujrzałam... Adama , siedzącego ,nieopodal, przy stoliku, zajadającego jakieś ogromne porcje jadła. Zdziwiona takim apetytem, szczupłego  chłopaka, zwróciłam uwagę partnerowi na ten fakt, przy okazji  wyjawiając targające mną uczucie . Ten, natychmiast się poderwał, by podejść do mego lubego (znali się z uczelni) i coś mu przekazać, a ja usiłowałam, na próżno, go powstrzymać.
Nie zdołałam. Po krótkiej rozmowie - obaj podeszli do naszego stolika, a ja  - straciłam resztki zdolności  zdrowego , myślenia i coś głupio przebąkując , przywitałam się z mym idolem.
Potem zaprosił mnie do tańca i właśnie od tego momentu zaczynałam się odkochiwać. Ściskał mnie nadmiernie, wygadywał jakieś komplementy, a przecież  widzieliśmy się po raz pierwszy i nie mógł nagle zapałać taką sympatią, by  uwodzić i to tak nachalnie . Tylko napomknięcie o mojej sympatii przez Macieja, jak się zwał kolega, z który przybyłam do lokalu  spowodowało, widocznie, iż wyobraził sobie mnie jako łatwy łup, nie potrzebujący żadnych wstępnych niuansów.
 Ja, wówczas jeszcze niepoprawna romantyczka - od razu zraziłam się takim zachowaniem i czułam, jak miłość ulatuje , z każdą chwilą, coraz to szybciej.
  Zaproponował mi spotkanie, na które przystałam, chcąc poznać go na tyle, by utwierdzić się w przekonaniu o mojej pomyłce lub odkryć jakieś walory jego osobowości.
Pomyłka była ewidentna, bo  z miejsca zaczął  , nachalnie, mnie uwodzić , a ja , dziewczę niewinne -  zupełnie czego innego od niego oczekiwałam. I tak  pierzchły me wieloletnie uczucia.
Potem dowiedziałam się, iż onże żadnej babce nie przepuszczał. A że był urodziwy - łatwo przychodziły podboje. 
Ożenił się z koleżanką ze studiów, która zaliczyła jeszcze medycynę, została ginekologiem, ale rozeszli się, prawdopodobnie przez liczne romanse, jakich sobie nie szczędził.
Już jako starszy pan związał się też z wuefiaczką, notabene moją znajomą z zespołu - bardzo miłą dziewczyną i trwają , w symbiozie, do tej pory. Moje , platoniczne, miłości nie miały szans realizacji w realu.


 

 




poniedziałek, 19 września 2016

To jest moja pierwsza, platoniczna miłość z Wałbrzycha ... Zbyszek, przyboczny.

Nie mogę wejść na mój właściwy blog, bo administrator nie wiem, czy tendencyjnie, czy też przypadkowo nie podaje informacji, że wejście jest przez nowy post, czy też logowanie...I tak  - skaczę z jednego miejsca na drugie , a wiem,że na ten,  moi znajomi , nie mają namiaru.

Tydzień temu zmarł mój eksmąż - zmora mego życia, przez  którego zmarnowałam piękną kartę , jaką mogła by być spełniona miłość, ale on nie tylko schrzanił wszelki romantyzm, ale zniechęcił do kochania kogokolwiek z jego płci. Fatalny
człowiek, partner, kochanek ... Nie chce mi się go nawet wspominać. Pokrótce napisałam o nim w książce, wydanej w zeszłym roku pt. "Gabriela". Notabene z nakładu 100 egz. pozostało mi jeszcze ok. 30. Połowę podarowałam starym znajomym, część, obligatoryjnie, wydawca przekazał większym bibliotekom, a  reszta sprzedana. Ale nie o tym chciałam napisać.
Kilka dni temu zadzwoniła do mnie córka Lusi, koleżanki z lat młodości, z którą wespół , zespół kochałyśmy się w tym pięknym okazanym na zdjęciu młodzieńcu.  Zmarła. Dopadł ją alzheimer i od lat nie miała kontaktu z otoczeniem, a pod koniec życia nie rozpoznawała nawet swoich córek. I oto - już nie ma jej wśród, coraz to ubywającej się liczby,  znajomych.
Obie należałyśmy do harcerstwa, A On - także - harcerz, przyboczny. Jednak , kiedy miało dojść do komunistycznej przysięgi - odmówiłam i wylano mnie z tej skądinąd pożytecznej organizacji.
 Rozpisywałam się o nim w pamiętniku, marzyłam o spotkaniach, które z rzadka organizowało się w domu , zabawiając się w listonosza, efektem czego były pocałunki - muśnięcia, przyprawiające o palpitacje  serca , niebywałą radość i wzruszenie. Żadna nie przyznawała się do targających nią uczuć, Kiedy wybierałyśmy się do harcówki na potańcówkę - On obtańcowywał raz mnie ,  raz ją i tylko liczba większej ilości zaproszeń w tany - obie  przyprawiały o zazdrość... Mama dorwała się do moich wynurzeń i wyśmiewała się z targających mnie uczuć. "Gabusze, on ma krzywe nogi, nie widziałasz ?" Tak, moja Muśka,  kalecząc całe życie język polski - podsumowała mą miłość, czego przez dłuższy czas nie mogłam jej darować.
Oh, piękne to były czasy. I choć bywało głodno, chłodno i brak ładniejszej garderoby doskwierał - nie dało się ich już powtórzyć. Było, minęło. On zmarł pierwszy, przed laty. 
Druga platoniczna miłość objawiła mi się, kiedy przeniosłam się do Wrocławia. Był (jeszcze żyje i , podobno, ładnie się zestarzał) to siatkarz, kadrowiec.  Piękny, zaiste, młodzian. 
Udało mi się też , w następnej notce, umieścić jego zdjęcie.


 

poniedziałek, 5 września 2016

Nie wiem,jak odkręcić to, co napsułam. Jedno jest pewne - nie mam dojścia do właściwego bloga, bo coś zablokowałam i nie wiem jak odblokować i co ?

ROBOTA NA PRÓŻNO.

Kiedy wreszcie odnalazłam hasło i login, dzięki czemu mogłam wejść na blog - potem - napisać długą notkę - cała pisanina wzięła w łeb, bo coś , nieopacznie, przycisnęłam i moja twórczość zniknęła w tym samym momencie. Musiałam cała procedurę rozpocząć od nowa... Zalogowałam się, ale  tekstu nie odnalazłam. Teraz nie mam już siły i ochoty na ponowne pisanie, więc odkładam tę czynność na potem. Kiedy ono nadejdzie, nie wiem. Wybaczcie.

czwartek, 7 stycznia 2016

SZPITAL


środa, 6 stycznia 2016

SZPITAL

Nie będę pisać chronologicznie, a w zależności od sytuacji, która mi się przypomni, bo chronologię zachowałam w wydanej książce "Gabriela" (wydawnictwo KryWaj w Koszalinie i tylko tam do nabycia przez internet).
Teraz  przyszło  mi na myśl  kilka pobytów  w szpitalu, przed i po przejściu na emeryturę .  Parę  z  nich , a jak wspominałam kilkakrotnie , doliczyłam się do 25, wryło mi się w pamięć ze względu na wyjątkową atmosferę, jaka panowała na sali, w której leżałam. 
Najczęściej dowoziła mnie karetka pogotowia, bo wzywałam ją w momentach zagrożenia życia, a w każdym razie, miałam takie odczucie, że niebawem przeniosę się na łono Abrahama. A że mieszkałam samotnie, odczucie mogło być całkiem realne. I tak oto znalazłam się, po raz x-ty,  w Szpitalu dla Szkół Wyższych, gdzie najczęściej mnie zawożono, ze względu na zatrudnienie na
Politechnice Wrocławskiej i t.zw. rejonizację, do której byłam przypisana.
Mały szpitalik , z 4 salkami, bez  aparatury medycznej, tylko z kilkoma mniej skomplikowanymi urządzeniami. Dla szerszej diagnozy - dowożono pacjentów do poszczególnych , specjalistycznych klinik , przychodni itp. Wbrew  nazwie - najczęstszymi pacjentami był personel  niższych szczebli wszystkich uczelni Wrocławia, mianowicie: administracyjnymi,  fizycznymi , technicznymi  itp.  Tym razem trafiłam na nieco wyższych rangą  i stopniem pacjentów ze szkól wyższych.  I okazało się, że są  nadzwyczaj sympatyczni i kontaktowi. Szybko
porozumiałyśmy się co do zainteresowań nas łączących , a zajmujących nasze wolne godziny po pracy.
Co, kto umiał i na ile byłyśmy w stanie wykonywać ćwiczenia - 
jedna, przez drugą dawałyśmy popisy swych umiejętności. Ja
robiłam szpagaty (nieco już fałszowane, bo z braku treningu - nie dociągałam do właściwej pozycji), za co otrzymałam brawa, 
sąsiadująca ze mną, inżynier - asystentka  na Wydziale Mechaniczny P.Wr.  , dość potężnych kształtów - zakładała , bez problemu,  obie nogi na szyję - ku ogólnemu podziwowi, a reszta - rozpoczęła przyśpiewki .  Początkowo ludowe, po czym przeszły do zapamiętanych z okresu komunizmu pieśni młodzieżowych, ku chwale Stalina i pomniejszawych osiągnięć  socjalistycznej rzeczywistości. Darłyśmy się, przerywając, gromkim śmiechem, każdą zwrotkę. Słychać nas było w całym gmachu, ale nikt nie przyszedł, by przerwać nasz , radosny, śpiew i chichoty.
Wydawałoby się, że  żadna z nas nie może być chora, bo takie , niecodzienne , zachowania - kompletnie zaprzeczały diagnozom, jakie każda z nas miała przypisane swoim dolegliwościom, przez  lekarzy , "dzięki"którym znalazłyśmy się w tym miejscu.
Np. asystentka - niezależnie od dolegliwości fizycznych -  miała ciężką psychozę maniakalną i co noc śniły się jej jakieś makabreski, budzące ją,  z  krzykiem, ze snu.  I już rozbudzona - widziała szatana i jakieś piekielne postaci, odczuwając te sceny, jako rzeczywiste. Inna - magister z Uniwersytetu - białaczkę, jeszcze inna -  przygotowywana do operacji z racji niewytłumaczalnych bólów żołądka i kilka dodatkowych chorób.
  Moich mankamentów zdrowotnych wolę nie  wymieniać  bo , poza  przeogromnym ciśnieniem, chorobą serca itd. co stanowiło zagrożenie życia  -  zbyt długie wypisy szpitalne nie zachęcają do ich powielania.
Okazuje się jednak, że  kiedy jest się w odpowiednim towarzystwie i klimacie - można , choć na chwilę,  o wszystkim zapomnieć i ciesząc się wzajemną sympatią - przetrwać najgorsze momenty , jakie każdemu się przytrafiają.
 O drugim, ciekawym pobycie, w innym szpitalu napomknę w następnej notce.