sobota, 31 października 2015

 Perkunas




                   Skąd nasz ród....                    

Pomyślałam, że , z braku innych pomysłów, ten blog wykorzystam na pisanie aneksu do wydanej książki p.t. "Gabriela", która też powstała na kanwie skasowanego bloga -  kresowianka32.
Pisałam oszczędnie, bo nie chciałam zanudzać ew. czytelników i sporo , niewiele znaczących dla nich  fragmentów,  pozostawiłam nieujawnionych.
   Np. wymieniłam dość dużo krewnych, nie podając , w jakim stosunku i na jakiej płaszczyźnie jesteśmy spokrewnieni.
A jest to historia dość ciekawa.
    Na terenie Żmudzi, na Litwie  - po unii polsko-litewskiej (1385 r.  w Krewie; akt regulował stosunek Korony Królestwa Polskiego z Wielkim Księstwem Litewskim ) osiedliło się wielu Polaków,  namaszczonych szlachectwem przez poprzednich władców, za różne zasługi, których nie wymienię, bo nie znam bliżej tych, nagradzanych ziemią,  dokonań. Natomiast wiem, że zdobywali też ziemie, podbijając je, niezbyt szlachetnie, od osiadłych tam tubylców . Jednym z tych rodów - był nasz. 

I , głowy nie dam, czy nie zagarnął on ,w podobny sposób, większość gruntów, która liczyła sobie dobrych kilka tysięcy hektarów, jak i ,sąsiadujących z nami, innych polskich "szlachcian" o znanych nazwiskach. 
Litwini byli wówczas poganami, stąd częste najazdy Krzyżaków, pod pretekstem nawracania ich na chrześcijaństwo, a w rzeczywistości mających   w zamiarze anektowanie części zajmowanych przez nich ziem.
I oto książę litewski - Władysław Jagiełło - mający wielkie aspiracje osobiste, ale też narodowe -  zamierzał przyjąć chrzest i objąć także polski tron przez małżeństwo z królową Jadwigą.
Zamierzenia swe spełnił. Przyjął chrzest w Krakowie w 1386 roku i wziął ślub z 12-letnią wówczas Jadwigą (zmarłą  - w roku 1390).  W ślad za władcą chrzest przyjęła większość narodu litewskiego .
   Następna unia została przyjęta w Lublinie , w roku 1569 za króla Zygmunta Augusta i była początkiem Rzeczypospolitej Obojga Narodów, a także początkiem I Rzeczypospolitej Polskiej.
Wspólne Państwo trwało ponad dwa wieki, aż do czasu, kiedy zniknęło z mapy Europy, po rozbiorach w 1795 roku.
    Nie będę rozwijać wątku historycznego, bo kto zechce - sięgnie po materiały, których jest w bród.
Chciałam tylko uzmysłowić od kiedy nasze "plemię" powstało i jak długo trwa (bez mego wkładu na przyszłość, bowiem nie przyczyniłam się do kontynuowania go z mojej strony).
    Kuzyn Jerzy (o pokrewieństwie z nim opowiem w dalszym ciągu "aneksu") strawił wiele lat w penetrowaniu: kto był naszym "praszczurem",  założycielem rodu i jak przebiegało jego rozmnażanie się, malując, nieudolnie, drzewo  genealogiczne (trudno odczytać imiona, pisane odręcznie) . Dla mnie lektura była nieciekawa  i pełna niedomówień: prawdopodobnie,  podobno, może , jakoby itp. i w dużym stopniu sfałszowana, a dlaczego - również nie utajnię.  


   W każdym razie, po tym fakcie, zerwałam wszelkie więzi z rodziną, bowiem zachowała się wobec mnie  bardzo nie fair.
Do tej pory byłam do niej  przywiązana i każdy z nich 
mógł liczyć na moje wsparcie we wszystkich  sprawach, natomiast nielojalności, intryg - nie znoszę i nie chcę, z posługującymi się  tymi metodami  - mieć nic do czynienia. 

















czwartek, 29 października 2015


 Kwiaty Jesienne

Jestem pełna euforii z powodu wygranej PiS ! Wreszcie. Nie
sądziłam, że stanie się to jeszcze za mojego żywota ! Broniłam ich przez 8 lat, nieustannie. Wskazywałam na braki i bufonadę PO. Na antypatriotyzm Tuska. Dołączałam jego wypowiedzi na ten temat. Jak chętnie z tej "brudnej" Polski, by nawiał. Jak ma dość tej polskiej martyrologii i wszystkiego naraz. Jaki był dumny i szczęśliwy, gdy go Unia przygarnęła, po latach służalczości wobec Merkel.  Za nadskakiwanie i rolę jej lokaja. Tyle, że "miłość" nieodwzajemniona. Że, owszem, dała nic nie znaczącą posadkę dla swego sługusa, ale nie dała mu żadnych kompetencji. 
Kopacz była "podarunkiem" śmierci dla tej formacji. Doskonale wiedział kogo stawia na piedestał, by,  prawie wszystko,  spartaczyć. To było celowe, wredne  posunięcie, by Polskę maksymalnie pogrążyć we wszystkich dziedzinach jej życia, egzystencji . Uczyniła tę rzecz  wraz z swoimi poddanymi, a raczej pławiącymi się w dobrobycie, sługusami. Dobrze im tak, gorzej było dla nas, widzących, co się dzieje na scenie politycznej i dziwiących się tym, którzy PO popierają z nieświadomości, z głupoty lub dla koniunktury. Zawalili wszystko, co dla państwowości jest ważne : oświatę, przede wszystkim. Nadto, oddali w obce ręce najważniejsze gałęzie gospodarki. Sprzedawali, na pniu, co tylko się dało. Nie będę wymieniać szczegółów. Rozliczą ich następcy, choć będą torpedowani z całych sił. Najlepszy dowód kogo wybrał ich elektorat, nienawidzący Kaczyńskiego z PiS-em: Na samym czele NIESIOŁOWSKIEGO - wściekłego antagonistę, największego chama i bluźniercę, Halickiego , Katarasińską i im podobnych. Po to , by bruździli, jazgotali i siali, nadal, nienawiść wobec  partii, której wygranej tak się bali , by nie mogła dotrzeć do innych, niecnych,  poczynań w ciągu ośmioletniego ich panowania !
 Wznoszę okrzyk: hip, hip hurra !
Nie będę rozwijać DLACZEGO tak popierałam PiS, choć z wieloma proponowanymi zmianami programowymi się nie zgadzam (dotyczących, przede wszystkim sfery moralnej) i, mimo to, iż jestem agnostyczką. Mnie tu jedna, zwolenniczka PO przekonywała, że Polska stanie się m.in  "wyznaniowa". A cóż to za argument ?! Lepsza wyznaniowa, niż bez swych wieloletnich tradycji , z wiodącą prymat , wiarą  chrześcijańską. Nikomu wiara nie zaszkodziła, a niektórych hamowała przez obawę "bicza" bożego i ich rozliczania na "tamtym" świecie. Ja ją zatraciłam, ale to moja i tylko moja sprawa.
A Polsce , jej obywatelom - życzę jak najlepiej. Rządź, sprawiedliwie, Prawo i Sprawiedliwość ! Wierzę, że postarają się  rządzić, dla dobra Polski , z wszystkich swych sił. 

P.S.  Oczywiście, zdaję sobie sprawę, że będą zgrzyty wewnątrzpartyjne, bo ludzie są ludźmi i nieraz aspiracje przerastają rozum, ale co by nie było - victoria ! Po tylu latach upokorzeń, ataków, wylewania pomyj na PiS - należy im się zwycięstwo. Naród daje im pole do działania.

poniedziałek, 19 października 2015

Kiedy już przestanę epatować wydaną książką, bo na razie wielce przeżywam przede wszystkim jej pozytywne opinie ludzi znających się na rzeczy - zamierzam  pisać na blogu aneks do "Gabrieli". Po prostu, dopisać ominięte scenariusze  - raczej pogodne.




 RECENZJE MOJEJ KSIĄŻKI "GABRIELA". WYDANEJ PRZEZ KryWaj - WYDAWNICTWO KOSZALIŃSKIE. 
Tam też jest do nabycia .


Nowa recenzja, Helenki - polonistki, po przeczytaniu mojej książki "Gabriela":

 




Gabriello ,jestem pod wrażeniem.Napisałaś znakomita ksiązkę ,dającą obraz swego ,jakże trudnego życia. Ktoś inny na Twoim miejscu ,na pewno miałby okresy załamań i depresji .Ratowało Cię poczucie humoru ,życzliwość do ludzi ,którzy ,niestety nie odpłacali tym samym ,z nielicznymi wyjątkami.Podoba mi się wątek węgierski no i oczywiście Twoja taneczna pasja.
Czytałam ,też wspomnienia ,osoby ,która pisząc o trudnych czasach stalinowskich ,wspomina działaczkę ,która zapisywała w osobnym kajecie ,kto płakał po śmierci Stalina ,a kto nie.A gdzie to było" usta Stalina jak malina " była jakaś taka przyśpiewka.
Autentyczna ,szczera do bólu książka.Te zimy ze szronem na kołdrze,kibel na polu,wiecznie sublokatorskie pokoje.A wojna ,głód i strach? I to wszystko na miarę jednego człowieka!
Oddzielny temat do zastanowienia dla mnie to Twoje małżeństwo .
Gabriello ,nie zwracałam uwagi na przecinki i gdybyś nie napisała o tym ,pewnie w ogóle bym niczego nie dostrzegła.
Łyżka dziegciu w beczce miodu to nie bardzo podobają mi się kolokwializmy typu Polibuda ,sublokatorka i kilka innych ,których teraz nie pamiętam .
Reasumując ;ksiażka wg mnie znakomita .


  Jest dla mnie wielce satysfakcjonująca. Po raz pierwszy i ostatni  wydrukowano moją opowieść blogową, więc bardzo byłam ciekawa reakcji na nią czytelników.
Druga , pozytywna, na piśmie (ustnie już trzy osoby wypowiedziały się także w podobnym stylu) w poprzedniej notce.
 JESTEM SZCZĘŚLIWA !
P.S.      "Sublokatorka" to nie eufemizm, tak się ją określa. A Polibuda?  Pracując w niej - też  tak się ją  zwie, potocznie.. Politechnika - to zbyt długi wyraz.


Następna recenzja, wielce dla mnie znacząca, bowiem Liwia jest polonistką, filozofem i zna mnie tylko z korespondencji internetowej:



Kilka zdań ,Gabi ,po przeczytaniu ksiażki.
Motto:Co mam rzec,powiem
szeptem - na brudno,
bo na czysty głos
jeszcze nie czas
/Osip Mandelsztam/

I tak ,jak pisze poeta ,było dotychczas.Na brudno pisanie ,czyli na blogu ,dla nielicznych odbiorców.Ale nadszedł czas ,aby już nie szeptem ale głośno opowiedzieć o swoim życiu.I chwała Ci za to ,Gabrielo ,że to uczyniłaś. Na dwustu stronach zamknęłaś ogromny fragment swego życia.Trudnego ,którego tłem były niechlubne wydarzenia z naszej historii.W czasach ,kiedy należało zyć z zamkniętą buzią ,albo chwalić ustrój ,otwierałaś ją w proteście.Dlatego relegowanie ze szkoły ,sublokatorskie pokoje ,wieczne niedojadanie.Tylko młodośc i poczucie humoru pozwoliło na przetrawnie.
Ksiażka pisana z perspektywy lat ,ale nie brakuje w sposobie relacji młodzieńczej pasji .Jest ,jak sama podkreślasz autentyczna i nie tylko wydarzenia opisywane w niej są autentyczne ,ale i sposób pisania.Na pewno trochę ucierpiały klawisze.
Podoba mi się sposób obrazowania ,języka i stylu ,bezkompromisowy ,zadziorny a jednocześnie bardzo delikatny ,kiedy piszesz o Mamie i Bliskich.Twoja historia jest jak woda,która zaczęła juz u żródła natrafiać na meandry i tak już miało pozostać do dnia dzisiejszego.
Sprawiłaś mi wielką radośc ,przesyłając ksiażkę ;dużo czytam ,ale ostatnio ona jest najlepsza.
Dziękuję za dobre chwile spędzone na jej czytaniu.

A ta najbardziej mnie cieszy, bowiem napisała ją: polonistka-filozofka , a na dodatek Skrzypaczka , którą bardzo cenię.
-----------------
I następna:

Komentarze
Aneta Szewczyk-Rytel
Aneta Szewczyk-Rytel Książka ciekawa, zaskakująca, trudno się od niej oderwać. Czyta się dobrze, lekko - chociaż treść nie jest lekka. Autorka opisuje swoje niełatwe życie na tle wydarzeń historycznych, społecznych XX wieku. Jako bohaterka książki łączy w sobie nieprzemijający apetyt na radość z bezkompromisowym poczuciem honoru i odwagą. Taki charakter w socjalizmie oznaczał kłopoty. Nie pasował też do wymagań ówczesnych mężczyzn. 
„Gabriela” to książka o utracie świata z którego się wyrosło, o stracie bliskich; o zaczynaniu od zera i radzeniu sobie na przekór wszystkiego; o przyjaźni, miłości i radości życia. 
To autobiografia, lecz niepodobna do innych kronik rodzinnych. Nietuzinkowe losy głównej bohaterki, jej sposób bycia oraz fakt, że od wczesnej młodości właściwie sama kształtowała swoje życie; sprawia, że czytelnik odbiera tę książkę jak ciekawą powieść - bogactwo wydarzeń i ludzkich osobowości. Przy tym opowieść ta ma ważną dla wielu cechę - jest autentyczna.
następna:


Anetko, Twoją recenzję też bardzo cenię, bowiem jesteś mądrą , refleksyjną kobietą i wiesz, co czytasz....
--------------------

A następny to e-mai: "Książka ta jest fantastyczna ! ....Coś rewelacyjnego "


Napisała ją Anka - moja młoda, acz wieloletnia znajoma, którą "wyłuskałam" po 6 latach nieobecnośzi w moim życiu.!



Po takich recenzjach można się poczuć dumną, ale ja tylko się cieszę, bo może młodzież , czytając ją (mam nadzieję) zastanowi się nad różnicą  egzystencji teraz i za czasów twardego reżimu - szczególnie dla tych, którzy stali wobec niego w opozycji i nie dali się wciągnąć do swego, licznego grona ich bałwochwalców , li tylko, by im było lepiej i wygodniej i ze strachu przed odpowiedzialnością.









niedziela, 18 października 2015

No, namordowałam się , zanim mogłam otworzyć nowy post ! Resetowałam 4 razy i zmieniałam hasło raz za razem, aż wreszcie dotarłam do celu.
Była wczoraj Basia (przyjechała z mężem, ale go nie przyprowadziła , byśmy mogły  spokojnie porozmawiać- on pojechał zwiedzać Wrocław). Natargała mnóstwo wyżerki , przyrządzonej przez siebie (chyba na cały miesiąc, bo tego nie da się zjeść w ciągu kilku dni !), jeszcze inne prezenty. Naprawdę niepotrzebnie, ale widać,że serce ma otwarte i dobre to kobieciątko. Przy tym pogodna, uśmiałyśmy się do woli. 
Przyjechała przy okazji odbioru książek - dla siebie i czworo znajomych, przyjaciół. Tak więc moja porcja, przysłana przez p. Krysię z wydawnictwa - topnieje, na szczęście, choć tutejsza społeczność udaje, że nie wie nic na temat wydania mojej biografii i nie pyta o ew. jej nabycie. Nie zawiedli. Tak, jak sądziłam - guzik ich obchodzę tak, jak i inni mieszkańcy tego Domu. Ścięłam się z Jolą - naszą socjalną, bo ona akurat wiedziała, iż zostanie wydana , a ja ją zawiadomiłam, że przyszły. Udaje Greka, że nie wiedziała o tym, iż są do nabycia, ale już pofatygować się, by zapytać o to telefonicznie nie przyszło jej do głowy. Zamówiła w wydawnictwie. 
Nie chce mi się o tym pisać.
Fajną recenzję napisała Anetka z Gdyni
 Cieszy mnie fakt, iż ci, którzy ją przeczytali - wracają do treści i chwalą ją. Jest to dla mnie duża satysfakcja. 
Zdaje mi się , że gorzej rozprowadza się w samym wydawnictwie i jego księgarni. Obcy jakoś mniej są zainteresowani czyimś życiorysem i mają opory z wydawaniem pieniędzy. 
Ale, może z czasem ?

Komentarze
Aneta Szewczyk-Rytel
Aneta Szewczyk-Rytel Książka ciekawa, zaskakująca, trudno się od niej oderwać. Czyta się dobrze, lekko - chociaż treść nie jest lekka. Autorka opisuje swoje niełatwe życie na tle wydarzeń historycznych, społecznych XX wieku. Jako bohaterka książki łączy w sobie nieprzemijający apetyt na radość z bezkompromisowym poczuciem honoru i odwagą. Taki charakter w socjalizmie oznaczał kłopoty. Nie pasował też do wymagań ówczesnych mężczyzn. 
„Gabriela” to książka o utracie świata z którego się wyrosło, o stracie bliskich; o zaczynaniu od zera i radzeniu sobie na przekór wszystkiego; o przyjaźni, miłości i radości życia. 
To autobiografia, lecz niepodobna do innych kronik rodzinnych. Nietuzinkowe losy głównej bohaterki, jej sposób bycia oraz fakt, że od wczesnej młodości właściwie sama kształtowała swoje życie; sprawia, że czytelnik odbiera tę książkę jak ciekawą powieść - bogactwo wydarzeń i ludzkich osobowości. Przy tym opowieść ta ma ważną dla wielu cechę - jest autentyczna.
C

piątek, 9 października 2015

No, i wyszło, co wyszło. Kompletna obojętność w moim, domu "opiekuńczym". Udają życzliwość,a w rezultacie - guzik ich obchodzimy. Kiedy się  "smaruje" - jest szansa, że w razie potrzeby ci coś załatwią, ale bez tego - nie ma się czego spodziewać. Nie szanują nikogo.  Nikt już im nie imponuje. Chyba, że malarka Zosia, która ew. pomaluje kiedyś portret córeczki, albo kogoś , na kim im zależy, ale tylko dlatego. Nie postrzegają w nas Człowieka, traktują przedmiotowo. Zapominają, że ich też starość nie ominie, chyba, że zemrą nieco wcześniej.
Ci , którzy mnie poznali, natychmiast zamówili książkę, nawet ci, co śledzili mój blog i zapisy życiorysu, ale nie moi "opiekunowie" od siedmiu boleści ! Dałam nowy sweter do prania, gdyż w okresie posezonowym, chowam wszystko do wersalki,a potem wyciągam i daję do przepierki. Tak też zrobiłam ostatnio. Oddałam 2 nowe sweterki, golf, do pralni. Odzyskałam jeden - podziurawiony, jak sito, stłamszony - do wyrzucenia. Napisałam i oddałam toto przełożonej, mającej pieczę nad całością personelu. Przytrzymała parę dni i zwróciła, orzekając, iż nikt się nie przyznał do wykończenia swetra i to na pewno zeżarty był przez mole (tyle, że nie mamy moli odzieżowych), albo stęchło w wersalce). Kierownik , z kolei, byłby skłonny zwrócić pieniądze, jeśli wręczyłabym paragon - jako dowód zakupu. Musiałabym mieć specjalny kosz do gromadzenia wszystkich rachunków z zakupów, bowiem kupuję wszystkiego od licha i trochę - nie chodząc po sklepach i kupując, wyłącznie, przez internet. Kazałam wywalić tę szmatę i zamówiłam 2 bluzki z długim rękawem , bo ich mi brakuje, w tej samej cenie, co "zeszmacony" golf.
Tak więc, przyszło mi mieszkać wśród kompletnie wyprutych z uczuć ludzi, nie mając najmniejszego wyboru. W książce napisałam, że jest mi tu dobrze, nie wymieniając, jak jest naprawdę. Warunki mieszkaniowe, izolacja - jest jak najbardziej pozytywna, usługi na marnym poziomie, ale są, natomiast jedzenie ?! Koszmarne i coraz mniej z niego korzystam, kupując, na co mam ochotę lub co jest do kupienia. Najgorzej z obiadami. Jeszcze śniadania i kolacje , które nie są przez tych partaczy gotowane - są do wytrzymania, ale obiady ! Masakra !
Szczęściem jest to, że dzięki sprzedaży mojej dziupli mam z czego pobierać forsę na zakupy. Nie była to kwota oszałamiająca, ale przez ponad 6 lat czerpałam z zasobów tyle, że mi wystarczyło nie tylko na zachcianki, ale przedmioty konieczne do życia i wygody. 
Przy tym z tego musiałam przez rok uiszczać pełnopłatny pobyt, czyli ok. 28-30 tysięcy, oraz na inne, konieczne i niekonieczne wydatki (prezenty dla koleżanek, personelu i in.), które pomagały mi w czasie choroby.
Dysponowałam od początku z ok. 50 tys. złotych. Niewiele zostało, ale biorąc pod uwagę niedługi pobyt na tym świecie - powinno na co nieco jeszcze wystarczyć.
Sprzedaję tę książkę: 29,90 , z wysyłką + 5 zł. Mycha ją już dostała, jest zachwycona, że wydałam i że będzie mogła ja przeczytać. 
Mycha ją przeczytała i bardzo się jej podobała. Może dlatego, że sporo miejsca zajmuje opowieść o wspólnych relacjach. Zośka - albo nie przeczytała jeszcze albo... niebawem się dowiem.  Tak samo Gocha  i Aneta. Nie odzywają się i nie wiem, co jest grane.Ma  przyjechać Basia  Czarna. Bardzo się cieszę, że ją poznam.



 

środa, 7 października 2015

Wczoraj książki dotarły. Część wysłano (musiałam zorganizować ekspedycję)   , ale sporo jeszcze zostało, czyli 13 sztuk.
Do Gdańska ktoś musi  wysłać paczkę , poleconą, a Wanda dziś zajęta, kierownik wysłał ją gdzieś ,poza Wrocław. Za każdą taką usługę muszę się rewanżować. Nic za darmo. Może Jola mi pomoże (wyszła fajna rymowanka). No, Jola obiecała, że znajdzie kogoś, kto zaniesie na pocztę.
Wydanie dość sympatyczne, cena średnia. Nie wiem dlaczego nie wydrukowano. p.Krysia - wydawca, powiada, że mogą do niej zadzwonić i upewnić się co do jej wysokości. Śmieszne, czegoś takiego nie praktykują inni wydawcy.
Cóż, przynajmniej pozostanie po mnie jakiś ślad - autentyk. Mycha się zdziwi, kiedy dostanie , z dedykacją, moją książkę - o niej sporo wzmianek, łącznie z fotografią z lat młodości. Fajnie tam wyszła. 
Komplementy pod jej adresem, ale i gorzka wymówka - nawiązująca do przyjaźni, na którą zawsze liczyłam , a nigdy się nie spełniła. Tylko z mojej strony była trwała i zawsze mogły na mnie babki liczyć. Spełniały się jako koleżanki, ale nie przyjaciółki, a to wielka różnica. Zresztą, kto mnie nie zwiódł ? Zarówno "amanci" , z bożej łaski, jak i kumpelki. Dawno przestałam wierzyć w ich lojalność. 

 

Nikt, poza jedną sprzątającą, nie zainteresował się książką, a co dopiero jej kupnem. Wyszło szydło z worka : kim dla nich, faktycznie, jestem .  Tym "produktem" do szybszego umierania, by udostępnić "jedynkę" , czekającej na nią, w kolejce, osobie. Nikim więcej.
Nie powiem, że nie jest mi przykro. Łudziłam się, że jednak  są tu też ludziska  wrażliwsze od kamienia, ale tak nie jest. 
Napisałam do Joli w facebooku, co o niej i innych myślę. 
Jedynymi, pozytywnymi ludźmi są znajomi z internetu. Basia zapowiedziała przyjazd do mnie, przy okazji, pobierając książkę. Podobnie Mangus. Pytał, ponaglał jej zakup, choć, albo dlatego, że czytał kresowiankę mój blog, który, za kilka dni, zniknie z interii.Takie tu towarzystwo. Podobnie moja opiekunka tzw. pierwszego kontaktu - Ukrainka. Kompletnie wyzbyta uczuć i sympatii. Natomiast wszystkie chętnie biorą , co tylko im się da, bez oporów  i krępacji. A ja, durna, do wszystkich z otwartymi ramionami !


wtorek, 6 października 2015

No, dzisiaj mają przysłać mi książki, zaklepane dla mnie, bym mogła przesłać tym, którzy je zamówili. Trochę będę miała z  tym kłopotu, bo muszę kogoś poprosić o wysłanie na poczcie. 
Sama jestem ciekawa , jak się prezentuje. Poza tym muszę zapłacić za nie i nie tylko. Na razie tyle, nie mam głowy do pisania.