poniedziałek, 19 września 2016

To jest moja pierwsza, platoniczna miłość z Wałbrzycha ... Zbyszek, przyboczny.

Nie mogę wejść na mój właściwy blog, bo administrator nie wiem, czy tendencyjnie, czy też przypadkowo nie podaje informacji, że wejście jest przez nowy post, czy też logowanie...I tak  - skaczę z jednego miejsca na drugie , a wiem,że na ten,  moi znajomi , nie mają namiaru.

Tydzień temu zmarł mój eksmąż - zmora mego życia, przez  którego zmarnowałam piękną kartę , jaką mogła by być spełniona miłość, ale on nie tylko schrzanił wszelki romantyzm, ale zniechęcił do kochania kogokolwiek z jego płci. Fatalny
człowiek, partner, kochanek ... Nie chce mi się go nawet wspominać. Pokrótce napisałam o nim w książce, wydanej w zeszłym roku pt. "Gabriela". Notabene z nakładu 100 egz. pozostało mi jeszcze ok. 30. Połowę podarowałam starym znajomym, część, obligatoryjnie, wydawca przekazał większym bibliotekom, a  reszta sprzedana. Ale nie o tym chciałam napisać.
Kilka dni temu zadzwoniła do mnie córka Lusi, koleżanki z lat młodości, z którą wespół , zespół kochałyśmy się w tym pięknym okazanym na zdjęciu młodzieńcu.  Zmarła. Dopadł ją alzheimer i od lat nie miała kontaktu z otoczeniem, a pod koniec życia nie rozpoznawała nawet swoich córek. I oto - już nie ma jej wśród, coraz to ubywającej się liczby,  znajomych.
Obie należałyśmy do harcerstwa, A On - także - harcerz, przyboczny. Jednak , kiedy miało dojść do komunistycznej przysięgi - odmówiłam i wylano mnie z tej skądinąd pożytecznej organizacji.
 Rozpisywałam się o nim w pamiętniku, marzyłam o spotkaniach, które z rzadka organizowało się w domu , zabawiając się w listonosza, efektem czego były pocałunki - muśnięcia, przyprawiające o palpitacje  serca , niebywałą radość i wzruszenie. Żadna nie przyznawała się do targających nią uczuć, Kiedy wybierałyśmy się do harcówki na potańcówkę - On obtańcowywał raz mnie ,  raz ją i tylko liczba większej ilości zaproszeń w tany - obie  przyprawiały o zazdrość... Mama dorwała się do moich wynurzeń i wyśmiewała się z targających mnie uczuć. "Gabusze, on ma krzywe nogi, nie widziałasz ?" Tak, moja Muśka,  kalecząc całe życie język polski - podsumowała mą miłość, czego przez dłuższy czas nie mogłam jej darować.
Oh, piękne to były czasy. I choć bywało głodno, chłodno i brak ładniejszej garderoby doskwierał - nie dało się ich już powtórzyć. Było, minęło. On zmarł pierwszy, przed laty. 
Druga platoniczna miłość objawiła mi się, kiedy przeniosłam się do Wrocławia. Był (jeszcze żyje i , podobno, ładnie się zestarzał) to siatkarz, kadrowiec.  Piękny, zaiste, młodzian. 
Udało mi się też , w następnej notce, umieścić jego zdjęcie.


 

3 komentarze:

  1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  2. Napiszę i tu !
    Wszystko mija i żal, że tak szybko. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  3. Gabrysiu wspaniale pisze. Ciekawie i wciągająco o swoim życiu. Przykro mi z powodu męża niewypała. Nie znamy się ale na pewno mogę stwierdzić, że zasługujesz na kogoś lepszego. Mówią że czas leczy rany... Tylko ile tego czasu potrzeba na wygojenie się ran? Oto jest pytanie

    OdpowiedzUsuń