środa, 11 listopada 2015

NADAL ROSIENIE I POBYT W RODZINNYM MAJĄTKU




 Ulica w Rosieniach Rosienie


    Wieczną moją zmorą był problem odzieży. Zawsze odstawałam od rówieśników, bo Mama nigdy tak dobrze nie zarabiała, by zaspokoić wszystkie nasze potrzeby.
Uważała, iż najważniejszą, priorytetową sprawą jest wykarmienie swojej trzódki, a reszta jest nieważna lub zupełnie nieistotna. Nam, natomiast , dwóm nieletnim, panienkom - bardzo zależało na ładnym wyglądzie,a przynajmniej dorównywanie koleżankom, by nie stać się obiektem kpin i żartów. Dzieci, młodzież potrafi być okrutna. Nic nie ujdzie ich uwadze i jeśli dostrzegą , iż potencjalna ofiara jest słaba psychicznie i daje się „dołować” – przepadła. Pozostaje popychadłem, doprowadzonym do rozstroju nerwowego, a nawet, nieuleczalnych, kompleksów.
Pamiętam, jak zdarłam ostatnią parę butów i nie mogłam się doprosić kupienia nowych , a przez to kilka dni nie chodziłam do szkoły.
   Wreszcie Mama obdarowała mnie butami-walonkami na obcasiku (zimowe buty, noszone np. na Syberii) – zbuntowałam się i orzekłam, że ,za żadne skarby świata, nie pójdę w nich do szkoły.
Nie pójdziesz – to nie. Innych nie kupię, bo mnie nie stać na droższe”.
Beczałam dwa dni, ale kiedy zobaczyłam, że Mama nie reaguje na mój płacz – poddałam się. Włożyłam te wstrętne buciska (na obcasach ! i , zrezygnowana, udałam się do szkoły. Dzieci nawet nie spostrzegły, jakie to obuwie ubrałam, bo przez cały czas siedziałam w ławce nie wychodząc nawet na przerwę. Potem, dzieciarnia przyzwyczaiła się do moich walonek i miałam spokój. A że do wiosny było niedaleko - jakoś przeżyłam noszenie tej „wstydliwej” garderoby.
Działo się to, nadal, w Rosieniach.
    Kiedy nastało lato – na ferie wyjeżdżałam do majątku (administrowanego, przez kuzynkę Zosię), mieszczącego się kilka kilometrów od Rosień, a dołączał tam Leszek (młodszy syn wuja Witolda).
Siostra natomiast – do nieopodal znajdującego się folwarku Ginejcie , gdzie gospodarzem była siostra Zosi – Wanda i brat –Jerzy. Prócz siostry, przyjeżdżał do folwarku też – Żuk (Kazimierz starszy brat Leszka).
Folwark należał do dalekiego krewnego, wuj a Kurnatowskiego, pastora,
mieszkającego w Wilnie , ze swoją o ok. 20 lat od siebie starszą , żoną. Małżeństwo, mimo tak wielkiej różnicy wieku, było bardzo udane .
Pamiętam pastora  jako przystojnego, siwego pana, o wielkie kulturze osobistej.
Był wyjątkowym erudytą i poliglotą (znał kilkanaście języków).
     Małżeństwo trwało wiele lat, a zakończyło się wraz z śmiercią ciotki (imienia nie pamiętam). Podobno, czytała jakiś fragment gazety i, pewnym momencie, zamilkła. Wuj przynaglał, by kontynuowała czytanie, ale ona nie odpowiadała. Okazało się, że nie żyje !
Wuj wielce ubolewał nad jej utratą i nie długo po tym fakcie także zmarł.
Rzadko przebywali w Ginejciach, stąd przekazali ,właśnie,  kuzynostwu zarządzanie nim w okresie okupacji niemieckiej.
Tak, jak nami, posługiwała się też siostrą i kuzynem – Wanda, ganiających ich do robót polowych i innych uciążliwych, które przerastały siły siostry narzekającej  także na złe wyżywienie i nieodpowiednie ich traktowanie. Zbuntowana wróciła, w końcu, do Mamy, do Rosień.
W Ginejciach pozostał Żuczek, który często przybywał do naszego majątku, wysyłany „służbowo” lub „urlopowany”.
Wtedy organizował indiańskie zabawy lub inne, nie mniej wymyślne i trudne dla nas do zniesienia.
W naszym przypadku – prace, zlecane przez Zosię, nie obciążały nas zbytnio, a nadto miały charakter dydaktyczno- wychowawczy (patrz: opowiadanie „Pana Tadeusza).
Nie przypominam sobie nieprzyjemnych zdarzeń, zachowań Zosi wobec nas, otaczającą opieką i troską. 
Inaczej postrzegał ją Mietek (z-ca dowódcy AK na dystrykt kowieński), poszukiwany przez Gestapo, a ukrywający się tamże).
Po wojnie relacjonował nam swój pobyt w majątku, jako ciężko pracującego i traktowanego  jak  typowego parobka.

6 komentarzy:

  1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  3. Chyba nie przeczytałaś dobrze , co Ci napisałam. To przeczytaj jeszcze raz może dotrze do Ciebie mój wiek, wysiłek , jaki wkładam w pisanie i choroby, które nękają (stąd i dlatego jestem w domu starców, zwanym Dom Opieki Społecznej nie z innego powodu) \Dzięki za adres Tomka, czyli offsystem -, ale ja go mam i on także kupił moją ksiązkę. Pierwszy o nią się upomniał.. Jako SENIORKA - to ja winnam otrzymywać sygnał, że ktoś sie interesuje starym człowiekiem i tym, co pisze, a nie ja - biegać po internecie i szukać sympatyków. W statystyce mam 1584 czytających mój blog, więc nie ma takiej posuchy, ale nikt nie wdaje się w dyskusje i nie pisze komentarzy. Jakoś to przeżyję. Piszę teraz dla uzupełnienia książki o zdarzenia, które w niej nie pominęłam.Tak mi zasugerowała wydawczyni. I nie zamierzam nikogo szukać, by był łaskaw mną się zainteresować.Ty jesteś na moim etapie sprzed 30 laty, więc nie dziw się, że się różnimy. Do Ciebie zawsze pisałam i piszę, chyba, że Ty przestaniesz to chcieć. Ja czasem dopisuję do już napisanych notek i stąd zaszłość w dacie. Pa.

    OdpowiedzUsuń
  4. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  5. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  6. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń